O ludziach i rzeczach znad Wisły
Mieszkańcy wsi położonych nad Wisłą w okolicach Krakowa od zawsze trudnili się uprawą ziemi i hodowlą zwierząt. Wykorzystywali też naturalny zasób, jakim była rzeka i jej najbliższe sąsiedztwo. Część osad miała charakter służebny wobec dworu królewskiego, dworów możnowładców lub klasztorów, dlatego rozwinęły się w nich aktywności związane
z obowiązkiem dostawy. Tę „specjalizację” do dziś wyczytać możemy z nazw niektórych miejscowości: Czernichów, Wołowice, Rybna, Piekary czy Bielany.
Zapisy dotyczące służebności z XV wieku wskazują, że kmiecie z Rącznej, prócz zwykłych robót, mieli obowiązek dostawy drewna do klasztoru tynieckiego. Od mieszkańców Przegini Duchownej opactwo pobierało po 12 jaj, po 4 koguty, po 2 sery. Z kolei ludność Tyńca winna była dostarczać mnichom świeże ryby. Klasztor nie był jednak jedynym odbiorcą towarów. Choć dawne krakowskie księgi celne nie notują szczegółowych danych o produktach sprzedawanych w Krakowie przez chłopów, wiadomo, że mieszkańcy wsi położonych za zachód od miasta zaopatrywali krakowskich rzeźników w zwierzęta rzeźne i w mięso. Pod koniec XVI wieku prawie 90% krów dostarczanych jatkom miejskim pochodzi właśnie
z podkrakowskich wsi. Podobnie dzieje się w przypadku ryb odławianych w Wiśle
i w okolicznych stawach. Wedle dokumentów rejestrowych z 1581 roku w Tyńcu mieszkało
aż siedmiu rybaków, zaś w Czernichowie tylko jeden.
Ze wsi położonych na lewym brzegu Wisły przed Krakowem rekrutowali się natomiast członkowie specjalnej grupy zawodowej związanej z rzeką, czyli flisacy, zwani także włóczkami. Włóczkowie zajmowali się transportem rzecznym, mieli prawo zakupu drewna w dorzeczu Soły i Skawy oraz monopol jego spławiania do Krakowa. W górę rzeki pływali sporadycznie, wożąc transporty soli, a w XVIII wieku także cegły.
Szesnastowieczny rejestr poborowy notuje, że we wsiach podkrakowskich sporo było rzemieślników „bez określonego zawodu”, co prawdopodobnie oznacza mieszkańców trudniących się głównie uprawą i wykonujących doraźnie rozmaite rzeczy czy usługi na potrzeby najbliższego otoczenia. Przypuszcza się, że tej grupie mieszczą się garncarze, cieśle, szewcy, krawcy, a przede wszystkim kowale. Zapewne tak było w przypadku Tyńca, w którym kowal zapewne działał. Choć w rejestrze taka informacja nie figuruje, sprzęty i urządzenia dawnej kuźni tynieckiej znajdują się w zbiorach krakowskiego Muzeum Etnograficznego.
We wsiach położonych nad Wisłą rozwinęło się wikliniarstwo, czerpiące surowiec
z naturalnych zasobów wierzby, porastającej nabrzeża rzeki. Wiklinowe kosze wytwarzano na potrzeby własne oraz na handel. Zapotrzebowanie na wyplatane pojemniki było tak znaczne, że w XIX wieku wzdłuż Wisły powstały wielkie plantacje wikliny, a w 1874 roku w Ściejowicach powołano do życia Galicyjską Szkołę Koszykarską.
Unikatowym produktem rękodzielniczym znad Wisły pozostaje magierka. Choć nie zrobiła kariery literackiej równej rogatywce-krakusce, magierka była w XIX wieku czapką powszechnie noszoną przez mieszkańców podkrakowskich wsi. To właśnie takie nakrycia głowy uwiecznił
w litografiach przedstawiających ubiory ludu polskiego Wojciech Gerson (1855). Charakterystyczne wełniane czapki pojawiają się także na fotografiach mężczyzn z okolic Krakowa, wykonanych przez Ignacego Kriegera w latach 1870-1880.
Forma magierki jest zagadkowa, a nawet nieco futurystyczna. Pojedynczy egzemplarz powstawał z długiego niemal na metr, zrobionego na drutach z wełny owczej worka, zaszytego z obu końców. Worek poddawano folowaniu, czyli filcowaniu, dzięki czemu zyskiwał sztywność i stawał się praktycznie nieprzemakalny. Z takiej sztywnej materii formowano czapkę z grubym otokiem i naleśnikowatym wierzchem. Magierka zgrabnie wieńczyła więc sylwetkę noszącego ją mężczyzny, dodając właścicielowi wzrostu i paradności. Magierki wytwarzano na ogół
z białej wełny i dekorowano dyskretnym, kolorowym deseniem, o którym dziś można by powiedzieć „pikselowy”, bo składał się z drobnych kwadratów. Nazwa magierki pochodzi od określenia „madziarka”, czapka ma proweniencje węgierską, a upowszechniła się w Polsce
w czasach panowania Stefana Batorego.
Ważnym ośrodkiem produkcji magierek był Tyniec pod Krakowem. W drugiej połowie XIX wieku wyrobem czapek zajmowało się tu prawie każde gospodarstwo domowe. Czapki wytwarzały na ogół kobiety, ale zimą do pracy angażowano także mężczyzn. Tygodniowo w jednym domu powstawało podobno nawet 60 magierek. Wiemy to od Marcjanny Siwkowej, zwanej Balaskową, która o dawnej produkcji czapek tynieckich opowiadała krakowskim etnografom pod koniec lat 40. XX wieku. Gotowe magierki, za sprawą pośredników i handlarzy, trafiały na targi i jarmarki w całej Małopolsce. Nakrycia głowy produkowane w Tyńcu kupowali chętnie także chłopi z okolic Kielc, Radomia i Opoczna, a nawet Lublina.
W korespondencji młodego Fryderyka Szopena znajdziemy zabawną anegdotę, związaną właśnie z magierką. Otóż kompozytor wraz z przyjaciółmi wybrał się kiedyś na wycieczkę
w okolice Ojcowa. Panowie zabłądzili w drodze i dotarli do zaprzyjaźnionego gospodarza, niejakiego Indyka, po wielu przeprawach przez leśne potoki, wyziębieni i kompletnie przemoczeni. Tak o tym pisze Szopen: „ (…) usiadłszy w kąciku, mokry po kolana, medytuję, czy się rozebrać i suszyć, czy nie; aż tu widzę, jak pani Indykowa zbliża się do pobliskiej komory po pościel. Tknięty zbawiennym duchem, idę za nią i spostrzegam mnóstwo wełnianych czapek krakowskich. Czapki te są podwójne, niby szlafmyce. Zdesperowany, kupuję jedną za złoty, rozrywam na dwoje, zdejmuję buty, obwijam nogi, a przywiązawszy dobrze sznurkami, tym sposobem oswobadzam się od niechybnego zaziębienia.”
Magierka wyszła z użycia po pierwszej wojnie światowej, a mieszkańcy Tyńca przerzucili się na produkcję innych towarów dzianych z wełny. Podobno jeszcze w latach 50. XX wieku na tynieckich pastwiskach można było zobaczyć, jak dzieci pilnujące krów, robiły na drutach rękawiczki czy skarpety.
Dziś tynieckie magierki oglądać można już tylko w kolekcjach muzealnych. Współczesne wersje czapek powstają natomiast w okolicach Bielska i Tarnowa, a zajmują się ich wyrobem pasjonaci.
Katarzyna Piszczkiewicz